W 1980 roku feministyczne czasopismo „Signs” opublikowało wizjonerski esej, w którym proszono czytelników o wyobrażenie sobie, jak wyglądałoby miasto pozbawione seksizmu. Autorką eseju była Dolores Hayden, wówczas młodsza profesorka urbanistyki na Uniwersytecie Kalifornijskim.
Hayden twierdziła, że architekci i urbaniści pracowali w oparciu o domyślne założenie, że kobieta powinna mieszkać w domu. Uważała, że odizolowany, podmiejski dom rodzinny został zaprojektowany jako miejsce odosobnienia dla męskiego żywiciela rodziny, co uwięziło kobietę w roli gospodyni domowej i opiekunki.
W sytuacji, gdy coraz więcej kobiet podejmuje pracę zarobkową, a rodziny się kurczą, Hayden dostrzegła w projektowaniu miasta – i domu rodzinnego – potencjał do tworzenia bardziej równych relacji. Prawie 40 lat później profil społeczeństwa uległ dalszej ewolucji. Mamy mniej dzieci, coraz więcej z nas mieszka samotnie, a kobiety coraz częściej podejmują pracę zarobkową.
A jednak, mimo to, projekt współczesnego miasta sugeruje, że urbaniści mogą nadal utrwalać stereotypy patriarchalnej rodziny. Mamy pewną drogę do stworzenia bardziej równego miasta.
Czym jest miasto nie-seksistowskie?
Hayden twierdziła, że środowisko zbudowane pomogło ukształtować pomysły na to, jak „normalna rodzina” powinna wykorzystywać przestrzeń. Powiedziała, że ówczesne reklamy – takie jak te pokazujące znaczenie atrakcyjności kobiety dla mężczyzny z jawnymi powiązaniami z byciem dobrą gospodynią domową – wzmocniły role kobiet jako konsumentów, a nie producentów wartościowej pracy.
Hayden pisała, że projektowanie domów, które oddzielały jedną rodzinę od drugiej, prywatyzowało życie rodzinne. Oddzielenie miejsc do gotowania i prania od głównej części domu, jak również umieszczenie mieszkań w pewnej odległości od szkół i zajęć dla dzieci, zamknęło kobiety w żmudnych dniach niewidocznych prac domowych i opiekuńczych.
Hayden ponownie wyobraziła sobie dom rodzinny i otaczające go miasto jako dostępne dla kobiet, które obecnie wykonywały „podwójny dzień pracy”. Wskazała na projekty, które obalają założenia, że dom musi być oddzielony od przestrzeni publicznej.
Należały do nich takie projekty jak londyński Fiona House, zaprojektowany przez samotną matkę i architektkę Ninę West. Projekt ten (wraz z innymi blokami mieszkalnymi, które West zaprojektowała dla samotnych rodziców na początku lat 80.) posiadał połączone centrum opieki nad dziećmi.
W swojej książce „The Grand Domestic Revolution” Hayden wydobyła utopijne XIX-wieczne feministyczne pomysły na pozbawione kuchni domy jednorodzinne z kuchniami wspólnymi w bloku. Jak powiedziała gospodarzowi telewizyjnemu Philowi Donahue w 1981 roku, kobiety przygotowywałyby posiłki w tych wspólnych domach i obciążałyby mężczyzn w domu za dostawę.
Hayden zaproponowała osiedla komunalne, każde składające się z 40 gospodarstw domowych, ze wspólną pralnią i kuchnią. Ale zwróciła też uwagę na restrykcyjne przepisy zagospodarowania przestrzennego, które nie pozwalały na takie obiekty w dzielnicach mieszkalnych.
W Ameryce lat 80. taka wizja, jak zauważył Donahue, nie byłaby łatwa do sprzedania. Ale jak duży postęp zrobiliśmy od tego czasu?
Poza oczywistymi różnicami między Australią a Stanami Zjednoczonymi, czy nasz projekt miasta nadal więzi kobiety na przedmieściach i oczekuje od nich wykonywania większości, jeśli nie wszystkich, prac domowych i opiekuńczych?
Australia mogłaby zrobić to lepiej
Zdecydowanie zbliżyliśmy się do równości płci w miastach. Na przykład jest więcej ośrodków opieki nad dziećmi w dzielnicach mieszkalnych i większe wsparcie państwa dla opieki nad dziećmi poza domem.
Ale nadal nie jesteśmy tam całkowicie. Korzystanie z transportu publicznego podczas opieki nad dzieckiem może być trudne. Niektóre stacje kolejowe zmuszają pasażerów do korzystania ze schodów, aby dostać się na większość peronów – nie jest to łatwe dla rodzica z wózkiem.
Chociaż usługi outsourcingu – takie jak przygotowywanie posiłków i utrzymanie domu – są coraz częstsze w gospodarce, to miejsca pracy nie płacą pensji wystarczającej na życie, gdy są świadczone wyłącznie przez rynek bez regulacji.
A podział społeczno-ekonomiczny jest większy niż wcześniej. Ostatnie badania wykazały, że powierzchnia australijskiego domu wzrosła ponad dwukrotnie od 1950 roku, podczas gdy liczba osób w nim mieszkających zmniejszyła się.
Gospodarstwa domowe z jednym rodzicem, a szczególnie te prowadzone przez kobiety, zmagają się ze znalezieniem przystępnych cenowo mieszkań. Od 2011 do 2016 r. odnotowano wzrost o 25% liczby mieszkań określanych jako poważnie przeludnione.
Ostatnio pojawiły się inspirowane feminizmem innowacje architektoniczne, takie jak dom bez kuchni. Ale nie wydaje się, aby te innowacje się przyjęły wobec uporczywych wskazań, że kobiety nadal wykonują większość pracy opiekuńczej, nawet jeśli pracują w domu.
A co z ideałem 40-osobowego mieszkania komunalnego? Dziś w Australii taka propozycja wciąż napotyka na skomplikowane zasady i wymagania dotyczące dzielenia się wspólnymi obiektami w takich osiedlach jak spółdzielnie mieszkaniowe. W niektórych stanach istnieją jednak programy współdzielenia kapitału, choć barierą może być nastawienie społeczności do spotykania się z sąsiadami we wspólnej przestrzeni.
Ogólnie rzecz biorąc, obok wzrostu liczby par bezdzietnych i gospodarstw jednoosobowych, problemy naszych miast najbardziej obciążają rodziny o niskich dochodach.
Informacje dostępne na www.dziendobrywellness.pl, w tym tekst, grafika i inne materiały, służą wyłącznie celom informacyjnym. Poleganie na jakichkolwiek informacjach zawartych w www.dziendobrywellness.pl odbywa się na własne ryzyko użytkownika. W artykule może pojawić się sponsorowane lokowanie produktu. Odwiedzający tę stronę internetową przyjmuje do wiadomości, że informacje dostępne na lub za pośrednictwem www.dziendobrywellness.pl nie są i nie mają na celu zastąpienia profesjonalnej porady medycznej. Prawa autorskie Circle REI Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone.